Hiszpania, Toledo

leniwa niedziela

16 stycznia 2011; 2 526 przebytych kilometrów




toledo



Dziś znów od rana za oknem mgła! No nie! Na szczęście tym razem trochę wcześniej się podniosła, zanim wygrzebałam się z zamku, już pięknie świeciło słonko :)
Dziś w planie to, co nie udało się wczraj, czyli trasa widokowa. Długa to trochę droga, ale nie żałowałam ani chwili.
Rano widok z dziedzińca zamku równie ładny jak wczoraj wieczorem.
Droga prowadzi obok mostu, można zejść sobie nawet nad rzekę i zobaczyć most z bliska. I odbicie twierdzy w wodach rzeki.
Dalej droga pnie się coraz wyżej i robi się coraz piękniej. A mi coraz cieplej - nareszcie!
Już po drodze upatrzyłam sobie górkę, na którą warto by się wdrapać. Jest nawet ścieżka, hura! Wspinam się jeszcze wyżej, na górze łąka. Joaquin mówił, że latem ludzie tu przychodzą i robią sobie pikniki. To widać, bo w trawie pełno śmieci, puszki po piwie, jakieś potłuczone kawałki talerzy nawet.
Ale to kompletnie nie ma znaczenia, bo widok, jaki się stąd roztacza rekompensuje wszystko! To najpiękniejszy ze wszystkich widok na miasto, jeden z najpiękniejszych, jakie dotąd widziałam! Ech, warto było po stokroć się tu wdrapać!!!
Całe Toledo jak na dłoni, oświetlone południowym słonkiem. Ptaszki śpiewają, motylki latają, dookoła oliwne drzewka i porozrzucane głazy. Przysiadam na jednym z nich, bo i tak nigdzie mi się nie spieszy, a od takiego widoku ciężko się odczepić! Cudownie! :) To jedno z tych miejsc, z których za nic nie chce się odchodzić!
W południe w kościołach rozdzwaniają się dzwony. O dwunastej, kwadrans po, ale najwięcej o dziwo o 12:30.
W końcu trzeba się zbierać. Dróżka przede mną jeszcze daleka. Ale też ładna widokowo. Z każdego zakrętu panorama wygląda nieco inaczej, a na końcu jeszcze widać pięknie położone wśród zieleni wielkie rezydencje, z których każda ma swą niepowtarzalną nazwę. Śliczne te domki, aż by się chciało spędzić w jednym z nich choć jeden dzień. Nie jest to tak całkiem niemożliwe, bo w niektórych są hotele.